Witajcie. Wbrew obiegowym opiniom mój blog nie umarł wraz ze mną i nie został pogrzebany 6 stóp pod ziemią. Przed wyjazdem byłem bardzo zajęty przygotowaniem się do tej niemal rocznej eskapady. Czas biegł nieubłaganie i w końcu nadszedł czas pożegnań. Z bólem serca zostawiłem swoich przyjaciół i udalem się w nieznane. 19 sierpnia Anno Domini 2007 o godzinie 7 rano wsiadłem w samochód i wraz z rodzicami udałem się na lotnisko Okęcie w Warszawie. O 13:50 wznieśliśmy się w przestworza i z nieukrywaną radością pozostawiłem Polskę samą sobie. Po około godzinie wylądowalismy w Kopenhadze. Początkowo miałem plan, żeby udać się wraz z Marcinem do centrum Kopenhagi, ale przechowanie bagażu na lotnisku okazało się być bardzo drogie. Dlatego zrezygnowaliśmy z tego pomysłu i rozsiedliśmy się koło sklepu 7-11.
Po pewnym czasie dosiadła się do nas grupa Polaków. Okazało się, że są to studenci z Politechniki Rzeszowskiej, którzy udają się wraz z nami do Akuryeri. Parę następnych godzin spędziliśmy na poznawaniu się, żartowaniu i wspólnej zabawie. W końcu postanowiliśmy kimnąć chwilkę. Wszak o godzinie 7 mieliśmy odlecieć do mitycznej krainy lodu. Po dosyć niekomfortowej drzemce udaliśmy się do hali odlotów, gdzie czekaliśmy na samolot. Mogłem w międzyczasie odświeżyć się w lotniskowym WC i zmienić przepoconą koszulkę. Po 3 godzinach lotu znaleźliśmy się w Akureyri. Odebrał nas Bjarni, student UNAK, który oprowadził nas wstępnie po uniwerku po czym załatwił nam domki. W końcu mogliśmy się umyć i przebrać. Następnie drzemnęliśmy sobie parę godzin i przyjechal po nas Bjarni, by pokazać nam miasto. W centrum, które jak na 15 tysięczne miasteczko przystało nie było zbyt wielkie, wybrałem pieniądze i udaliśmy się na zakupy.
Jeśli już jestem przy zakupach to nie pytajcie o ceny. Są one bowiem na Islandii astronomiczne. Dobrze, że mamy sklep Bonus (taki dyskoncik jak osławiona Biedronka), bo inaczej przyszłoby nam przymierać głodem. Za chleb zapłaciłem 120 ISK, czyli jakies 5 złoty. Dla porównania w innym sklepie musiałbym zapłacić drugie tyle.
Po zrobieniu zakupów udaliśmy do domu. Jednak odnalezienie naszego domku okazało się być nielada wyczynem. Nie zapisaliśmy sobie, bowiem nawet adresu i nazwy ulicy. Po pół godzinie kluczenia odnaleźliśmy w końcu nasze domostwo. Tak minął nam 1 dzień. Na teraz już kończę. Myślę, że jutro uda mi się opisać to co wydarzyło się od wtorku do czwartku i opisać Wam i przedstawić na zdjęciach Akureyri oraz wnętrze uniwerku, który robi naprawdę bardzo pozytywne wrażenie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
7 komentarzy:
Hejka Lasota z tej strony
Najlepszego życzę podczas pobytu na iście magicznej wyspie wulkanów, gejzerów i podobnych wybryków natury. Zdjąćka na mnie już robią wrażenie, można się rozmarzyć. A tak wogóle zauważyłem czytając twego ostatniego posta, że z lotniska odebrał Was Bjarni, imiennik niegdyś i gdyś sławnego Bjarniego Herjólfssona, który to pierwszy ujrzał brzegi Ameryki Północnej właśnie wypływając z Islandii :-). Zajebiste imię :D chciałbym mieć takowo :> . Hail ODYN :]
Tymczasem wypoczywaj panie tam i zdrówka.
pozdrawiam
Joł joł czek de flow:) Panie Danielu tu Maciej M. mam nadzieje, że będzie się wam tam powodzić i nie dajcie sie nadętym bufonom..chociaż chyba u nas tylko tacy są..(no comment)ja właśnie zastanawiam się nad dalszym bytem mojej egzystencji na uczelni ale...sam nie wiem może jakoś to będzie...Wielki POKÓJ DLA CIEBIE:) PEACE
o to to.
Siema panie Danielu...tu Jakub N.
Widze że już pierwsze zgubienie się macie za sobą :D
Zastanawia mnie tylko skąd tam takie ceny ? :P
pozdrawiam i 3maj się
No i dzięki za zdjęcia
rób foty laskom !
zazdroszczę pięknych widoków i ogólnie całego wyjazdu :) dziekuję za zdjecia, pozdrawiam :*
czesc Mlody, nie mielismy okazji pozegnac sie przed wyjazdem wiec pragne to uczynic teraz.Milego pobytu na wyspie, nie p... za duzo i nie daj sie tubylcom ;) do uslyszenia
PS.wklej jakies normalne zdjecie :)
Prześlij komentarz