Tego posta smażyłem przez kilka dni i dodaje go dopiero dzisiaj. Po prostu nie chce mi się zmieniać dat. Miłego czytania życzę.
“Witam Was ponownie. We wczorajszym poście starałem się opisać jak przebiegła podróż z Polski na Islandię oraz pierwszy dzień pobytu. Możliwe, że kilka wątków się powtórzy, gdyż pisząc ten wpis na bloga jestem odłączony od Internetu. Dodam go zapewne nieco później, być może parę godzin po napisaniu.
Ale do rzeczy. Jak już pewnie wiecie mieszkam w domku, tzw. Guesthouse z Jarkiem i Kasią. Mój pokój, tfu pokoik, wygląda jak mnisia cela, jego wymiary to w przybliżeniu 2x1,5 metra. Mieści się w nim tylko bardzo wygodne łóżko i mała szafka na dokumenty. Poza tym jest ta moja cela zawalona bagażami. Torba i plecak zajmują resztę wolnej przestrzeni. Nie ukrywam również, że niekłamanym przerażeniem napełnia mnie widok torby z brudami, która z dnia na dzień się powiększa. Dziś kupiłem proszek, by wyprać te rzeczy ręcznie, ale jakoś tak dziwnie się składa, że jak na razie nie wygospodarowałem czasu na przepranie ciuchów. Zapytacie pewnie dlaczego nie wypiorę tego w pralce. Otóż zajmujemy jedno piętro (właściwie to parter) i jak na razie nie mieliśmy okazji pogadać z właścicielem na temat pralki.
Skoro poruszyłem temat właściciela to muszę Wam opowiedzieć nieco zabawną historyjkę. Siedzimy sobie we wtorek w dużym pokoju (pewnie koło soboty umieszczę linki do zdjęć, więc będziecie to mogli sobie wszystko wyobrazić), pijemy herbatkę i gramy sobie z Jarkiem i Kasią w karty, gdy nagle rozległ się dźwięk dzwonka. Myślałem, że to Mateusz i Stanisław (studenci Polibudy Rzeszowskiej, którzy mieszkają jakieś 5 minut od nas) wpadli z wizytą. Gdy otworzyłem drzwi przywitał mnie starszy, wysoki pan ubrany w obcisłe dżinsy i koszulkę do surfingu. Okazał się być właścicielem i przyszedł po łóżko, które znajdowało się w jednym z pokojów. Starszy Pan okazał się być bardzo sympatycznym gejem. Przywitał się bardzo wylewnie z Jarkiem, po czym wziął stelaż od łóżka. Postanowiłem z Jarkiem pomóc mu z materacem i zanieśliśmy ów na piętro. Podziękował nam, po czym zakręcił pupą i zniknął we wnętrzu domu. Ostatnio unikamy jednakże Starszego Pana, gdyż w kuchni zbiło nam się (właściwie uczynił to wiatr) okienko. Jutro pewnie trzeba będzie z nim pogadać na ten temat. W tym miejscu wyjaśniam: moje nastawienie do gejów i lesbijek jest jak najbardziej neutralne.
Chciałbym przy okazji zaznaczyć, że jak na razie przy pisaniu kolejnych wpisów blogowych, nie mam czasu bawić się w wygładzanie tekstu, wyszukiwanie błędów gramatycznych, stylistycznych, czy ortograficznych. Zdaję sobie również sprawę, że ostatnio moja interpunkcja kuleje. Mam jednakże nadzieję, że wybaczycie mi te drobne niedociągnięcia. Spowodowane są one brakiem dużej ilości wolnego czasu. Dodam również, że zdjęcie, które wita Was zostanie pomniejszone w najbliższym czasie.
Widzę, że znowu zacząłem się rozwodzić nad niepotrzebnymi sprawami. Nie wiem czy wiecie, ale w poniedziałek ok. godziny 18 przeprowadzamy się z naszego obecnego domku jakieś 150 metrów w górę ulicy. Będę mieszkał naprzeciwko basenu, jakąś minutę drogi od budynku uniwersyteckiego. Dzięki temu będę mógł odbierać Internet na mieszkaniu z hot-spotów umieszczonych na uniwerku.
We wtorek byliśmy na imprezie integracyjnej. Spotkaliśmy się wszyscy pod głównym budynkiem, następnie jeden ze studentów podzielił nas na zespoły i opisał grę w jakiej mieliśmy wziąć udział. Islandczykom bardzo zależało na zwycięstwie, dlatego raczej nie fatygowali się z tłumaczeniem instrukcji. Biegaliśmy ze swoimi teamami po całej uczelni w poszukiwaniu wskazówek. Żeby było śmieszniej nikomu nie przeszkadzało to, że deszcz padał i można było zmoknąć podczas tej gry (jej część odbywała się na zewnątrz budynku). Rzecz jasna nie muszę dodawać, że mój zespół nie wygrał. Dla wszystkich natomiast był grill (parówki pieczone w strugach deszczu!!!). W środę natomiast mieliśmy dzień wolny od wszelkiego rodzaju rozrywek. Dlatego udaliśmy się do sklepu (osławionego Bonusa). Pod wieczór przyszedł do nas Marcin ze swoją chińską koleżanką z mieszkania, Sophią. Wieczór spędziliśmy bardzo miło poznając chińskie zwyczaje (przyda się ta wiedza w kontekście przyszłorocznej wyprawy z Juicem do Chin).
W najbliższym czasie spróbuję usunąć pewne techniczne niedogodności”
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
5 komentarzy:
Daniel, nie wspomniałeś o NAJWAŻNIEJSZYM !!! ;)
Dobrze wiedzieć, że masz się dobrze :)
A chiński jest prosty...tylko tak prosty, że jest trudny :P
to co mam sie pytać Starego o sponsoring wyprawy;)???
Kicu...jak najbardziej!! Andrzej no wiesz...ciszej nad tą trumną.
Witam prezesa.Jak oglądam Twoje zdjęcia to coraz bardziej żałuje,że mnie tam nie ma.Trzymaj sie i zdobywaj Islandie na pełnej kurwie!!!
Prześlij komentarz