piątek, 14 września 2007

Salut!!

Witajcie. W ciągu ostatnich dni otrzymałem miliony maili z życzeniami urodzinowymi od swoich fanów. Za wszystkie szczerze dziękuję. Wyrażaliście również zaniepokojeniem brakiem nowych wpisów na blogu. Oczywiście moje wrodzone lenistwo sabotowało plany "spłodzenia" czegoś w miarę wartościowego. Jako, że ostatni wpis pojawił się w środę 5 września (a właściwie to w nocy z 4 na 5) postaram się przybliżyć nieco zdarzenia ostatniego tygodnia.

Tak się pięknie złożyło, że 5 września uczelnia zaplanowała dla studentów z wymiany wycieczkę krajoznawczą. Wyjazd zaplanowano na 8 rano, więc musiałem odpowiednio wcześniej wstać, żeby móc się przygotować, ubrać, „umalować”. Dokładnie o 8 zjawiliśmy się pod budynkiem uniwersyteckim. Po krótkiej odprawie zasiedliśmy w wygodnych fotelach autobusu i wyruszyliśmy w nieznane. Polska grupka jak zwykle musiała zająć końcowe rzędy, gdzie mogliśmy spokojnie hałasować. Po 4 minutach jazdy zatrzymaliśmy się w punkcie widokowym, by zrobić kilka fotek Akureyri (dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą- piętnastotysięcznej metropolii, w której mieszkamy). Następnie udaliśmy się w okolice jeziora Myvatn. Po drodze zatrzymaliśmy się by zwiedzić miejsce o niezwykle ponurej i mrocznej nazwie Dimmuborgir. Największą ekscytację wykazywał Turek Djeng, którego z racji podobieństwa do Jacka Sparrowa (z „Piratów z Karaibów) nazywamy Jacek Wróbel. Jacek wygląda jak wyznawca Szatana, długie czarne włosy, kolczyki w uszach i brwiach, pierścień (prawdopodobnie dar od ojca- Lucyfera) na palcu, kolczyki, czarny ubiór znamionujący diabelski charakter jego duszy. Jednakże Wróbel kiepsko wyznaje Księcia Ciemności. Uczy się systematycznie, jest miły, oczytany i w ogóle bardzo fajny typek z niego.

Ale wracając do wycieczki…zwiedziliśmy Dimmuborgir. Jest to wygasły wulkan w jednym z islandzkich parków narodowych. Chodziliśmy pomiędzy fantazyjnymi formami utworzonymi przez Matkę Naturę, mieliśmy okazję przejść z płyty tektonicznej Ameryki na płytę tektoniczną Europy. Przewodniczka opowiedziała nam kilka islandzkich legend związanych z tym miejscem (tłumaczyła, że wielkie kamienie to trolle, które pod wpływem promieni słonecznych zamieniły się w kamienie). Następnie udaliśmy się do jaskini, w której było jeziorko wód termalnych. Zamoczyliśmy ręce w ciepłej wodzie, pstryknęliśmy fotki i pojechaliśmy nad jezioro Myvatn. Jest to jezioro, które powstało przez stopienie lodowca i zajęło miejsce w niecce między wulkanami. Widok doprawdy zapierał dech w piersiach.

Kolejnym punktem wycieczki był popas. Zjedliśmy po kanapce, poszliśmy nad zatoczkę, gdzie pasły się konie. Piliśmy piwo Viking (całe 2,25% alkoholu) admirując piękne okoliczności przyrody. Była to chwila niemal mistyczna. Przy okazji odbyliśmy rozmowę z sympatycznymi Holendrami podróżującymi po Islandii. W ich taborze była również Polka, która słysząc mowę polską postanowiła podejść do naszej czeredy. Podejrzewam, że musiał to być dla niej szok, gdy usłyszała z moich ust słowa wypowiedziane po wyjściu z toalety: „świeży mocz dobry na cerę”. W międzyczasie pani przewodnik wzięła się za porządkowanie drogi, na której zalegały „krowie placki”. Kilkoma sprawnymi kopniakami usunęła zanieczyszczenia i mogliśmy spokojnie jechać w dalszą drogę.

Lekko przemarznięci udaliśmy się w nieznane. Zajechaliśmy do elektrowni Krapla. Pokazano nam jak przetwarza się energię geotermalną. Zrobiłem sobie sesję fotograficzną w kaskach i poszliśmy do „krainy księżycowej”. W tym miejscu ekipa lecąca na księżyc ćwiczyła, gdyż krajobraz bardzo przypomina warunki księżycowe. Po długim i zapierającym dech w piersiach marszu wróciliśmy do autobusu. Przedostatnim punktem wycieczki było miejsce zwane patelnia diabła. Patelnia diabła to miejsce, gdzie powietrze z wnętrza ziemi wylatywało wraz z kłębami siarkowego smrodu. Widoki niesamowite, aczkolwiek trzeba było się bardzo postarać, żeby nie zwymiotować. Ostatnia atrakcją wyjazdu była polanka z wydrążonymi w ziemi otworami, w które miejscowi wkładają pojemniki z uformowanym niewypierzonym chlebem. Przychodzą po 24 godzinach i mają chrupiący, pachnący chlebek. Niesamowite!!

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

no szok napewno był dla niej...
jakbym usłyszał coś takiego tak daleko od domu to bym chyba ze śmiechu zdechł :)

Unknown pisze...

czeeesc! mam nadzieje ze moja kartka urodzinowa tez dotarła - chociaż nie uzyskałam za nią specjalnych podziękowań wiec nie wiem :( ale ci fajnie :| ja tez chce chodzić na takie wycieczki ! dostaniesz za to jak wrócisz ze nas zostawiłeś w takiej nudzie i bez wycieczek, bez wulkanu ;/ ojjj oberwie ci sie :P

Anonimowy pisze...

Zdjęcia rewelacyjne. Stokrotne dzięki Ci.
Sprytny motyw z chlebem dane mi było widzieć kiedyś na kanale Travel :] - można se i jajka ugotować. Nic tylko uczyć się sztuki kucharskiej.

pozdrawiam

Anonimowy pisze...

co to za pustka na blogu? żadnych nowych postów... nasz Danielek taki zaaferowany swoją Islandia... ;) pozdrawiam :*

Anonimowy pisze...

"I nie za szybko tylko powoli
Szybko nie wolno bo łapa boli" :)